Taką złocistą jesienią nie warto robić serników i tortów, to czas ciast ze śliwkami, szarlotek i innych owocowych wypieków. Korzystajmy z sezonowych pyszności, które niedługo się skończą.
Dziś lekkie ciasto z węgierkami (najlepsze śliwki do wszystkiego) i orzechami laskowymi. Orzechy są w nim wszędzie – zastępują znaczną część mąki, posypałam nimi górę. Przypieczone są jeszcze lepsze – pachnące i chrupiące. A śliwki jak to śliwki – pachną, smakują i wyglądają. Do tego małe kleksy roztopionej białej czekolady – świetnie do nich pasuje.
Ciasto jest zdrowe – mało w nim cukru, dużo orzechów, prawie połowa mąki jest razowa. Bez wyrzutów sumienia można wziąć drugi kawałek.
Skoro jednak za oknem resztki śniegu, nich będzie apfelstrudel. Na pożegnanie, mam nadzieję, zimy. Taki, jaki najbardziej smakuje w barze na stoku. Przepis pochodzi z piekarni w Neustift – miłej górskiej mieściny.
Apfelstrudel to tradycyjnie podawane w Austrii ciasto w kształcie rolady, z jabłkowym nadzieniem. Jest bardzo trudny do zrobienia w domu – używa się do niego specjalnego, bardzo cieniutkiego, ręcznie rozciąganego ciasta. Ma się listkować po upieczeniu. Można je jednak zastąpić gotowym ciastem strudlowym albo ciastem filo.
To wszystko prawda, ale w piekarni w Neustift twierdzą, że można go zrobić z ciasta kruchego i też będzie tradycyjnie. Skoro tak, niech będzie. Klasyczny czy nie, ten strudel jest przepyszny. Delikatne, słodkie, bardzo kruche ciasto, pyszne nadzienie. Najlepszy na gorąco, z sosem waniliowym lub lodami, bardzo smaczny też (jeśli coś zostanie) na zimno. Zresztą można go włożyć na kilka minut do piekarnika i podgrzać.
Ciasto, jak to kruche, fatalnie się wałkuje, jeśli jednak schłodzimy je w lodówce (nie za długo – musi być plastyczne) i umieścimy między dwoma kawałkami folii, nie będzie żadnego problemu.
Ułatwiłam sobie również sprawę formowania ciasta. Przepis zaleca układanie go na dużej blasze, ale wtedy rozjeżdża się i traci kształt. Trudne jest też sklejenie ciasta. Polecam mój patent z keksówką – dzięki jej użyciu jest zwarte i kształtne, nic nie trzeba sklejać i zaciskać, wystarczy ułożyć brzegi na wierzchu na zakładkę. Jeśli keksówkę wyłożymy papierem do pieczenia, łatwo będzie go wyjąć do góry ładną, przypieczoną częścią.
Jeśli ktoś lubi, do apfelstrudla można dodać zblanszowane migdały, orzechy, a przede wszystkim – namoczone w rumie rodzynki.
Kolejne urzekające, zimowe ciasto z książki „Słodko” Yotama Ottolenghiego.
Jakiś czas temu przypomniałam sobie o chałwie – bardzo ją lubię, ale w zasadzie nie jadłam przez kilka lat. Teraz robię to prawie codziennie – jest dla mnie idealna: słodka, ale i gorzkawa, o chrzęszczącej, listkowej konsystencji. Obok tego, że pyszna, jest też niesłychanie zdrowa – sezam, z którego się ją robi, jest skarbnicą cennych składników odżywczych. Ostatnio kupuję ekologiczną, ale można też zrobić samemu w domu – nie wymaga to wielkiego wysiłku.
Jako jej wielbicielka nie mogłam przegapić przepisu na brownie z chałwą i tahini. Lubię brownie (o ile nie jest przepieczone), ale często przełamuję słodycz i ciężkość czekoladowych ciast kwaskowatymi owocami – wiśniami, porzeczkami, malinami. Nie wpadłam na pomysł wzbogacenia smaku chałwą, a jest to pomysł wspaniały. Ciasto jest bardzo słodkie, ma zróżnicowaną teksturę, lekka chałwowa gorycz świetnie łączy się z czekoladą. Wytrawności dodaje też odrobina tahini. Jest wilgotne, lepkie, sycące – fantastyczne. Pachnie niesłychanie apetycznie, a marmurkowy wzór na wierzchu wygląda pięknie.
Jest dekadenckie i uzależniające – po jednym kawałku wydaje się, że nigdy nie weźmie się drugiego, ale już za chwilkę znów kusi.
Aby było doskonałe, nie należy przeciągać czasu pieczenia – 20-25 minut całkowicie wystarczy, po wyjęciu z piekarnika jest bardzo lepkie, niemal płynne w środku, ale po kilku godzinach tężeje, zachowując jednak wilgotność i kleistą, niezrównaną konsystencję. Bardzo długo zachowa świeżość – nawet po pięciu dniach jest miękkie i smaczne.
Dzisiejszy przepis pochodzi z nowej książki Yotama Ottolenghiego „Słodko”.
Mam jeszcze dwie jego książki i bardzo lubię – zarówno czytać i oglądać, jak i gotować z umieszczonych w nich przepisów. Są smakowite, obfite i uczciwe. Comfort food idealny. To zresztą charakterystyczne dla tego autora – wszystko barwne, aromatyczne, ale nic niczego nie udaje, nic nie jest zanadto wymyślne ani szczególnie skomplikowane. Tak samo w nowej książce.
Jest urzekająca. Rzadko się zdarza, żebym chciała natychmiast ugotować wszystko – odkąd ją kupiłam, myślę tylko o słodkościach. Autor uczciwie pisze we wstępie, że ciasta i desery, które prezentuje, są słodkie i takie mają być. Pełne cukru, masła, jajek, mleka. Nie widzi potrzeby, żeby unikać jakiegoś składnika ze względu na modę. Jeśli nie ogranicza nas alergia, cieszmy się smakiem – to jego motto. Desery to desery – nie są po to, żeby wspierać nasze zdrowie, są po to, żeby cieszyć i koić.
Zgadzam się z nim całkowicie. Jeśli zjadamy jeden kawałek ciasta dziennie (a poza tym nie objadamy się słodyczami), może być słodki do woli, nie zaszkodzi nam. Ważne, że wiemy, co w nim jest (żadnego ukrytego cukru, tłuszczu palmowego, sztucznych barwników i aromatów), używamy dobrych składników.
Dzisiejsze ciasto cytrynowe jest przepyszne i bardzo codzienne zarazem. Ostatnio takich ciast potrzebuję. Jest słodkie, puszyste, miękkie, wyraźnie cytrynowe. Ziarenka maku zabawnie strzelają w zębach. Wisienką na torcie jest polewa – bardzo słodka i bardzo kwaśna zarazem, podkręca niebywale smak i sprawia, że ciasto jest niezwykłe. Nadaje apetyczny połysk. Można z niej zrezygnować, nadal będzie pyszne, ale nie warto.
Tak jak Wielkanoc to święto kolorów, Boże Narodzenie jest świętem zapachów. Pachnie choinka, grzyby, kompot z suszonych owoców. Pomarańcze, miód, orzechy. I najbardziej świąteczne ze wszystkich przypraw – cynamon i goździki.
Pachną nimi też moje piernikowe muffinki. Lekkie, puszyste, aromatyczne.
Będą świetnym rozwiązaniem, jeśli nie starczyło czasu na zrobienie dużego, świątecznego piernika. Albo jeśli z zasady mamy mało czasu, a lubimy sami przygotować świąteczne słodkości. Jak wszystkie muffiny są proste i szybko się je robi (najwyżej 15 minut pracy), długo zachowują świeżość, pięknie wyglądają – w sam raz na domowy, niezbyt formalny świąteczny stół.
Świetne też na wszystkie przedświąteczne przyjęcia dla dzieci, szkolne wigilie – dzieciaki mogą je przygotować własnoręcznie, wszystkim się podobają i znikają momentalnie.