Bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia i robię to coraz rzadziej. Kłopotem zawsze jest mięso z rosołu. Robię go na kurzych korpusach (albo na kurczaku, z którego wykrajam piersi i nóżki – można je zamrozić na poźniej) i wołowienie. I nikt nie chce jeść tych mięsnych resztek – no, może pierwszego dnia, ale przecież nie zjemy na raz ponad kilograma mięsa.
Ratunkiem mogą być krokiety – te moje są z wołowiny i usmażonych na maśle do miękkości porów. Warunkiem powodzenia jest rodzaj mięsa – wołowina nie może być sucha, najlepsza będzie kleista pręga, której nie zabije wielogodzinne gotowania w rosole.
Pory usmażone na maśle zmieniają się w sposób niezwykły – lekko słodkawe, maślane, świeże. Zupełnie inne, niż ostre i rześkie surowe. Do tej pory używałam ich jako nadzienia do tarty i do risotta, okazuje się, że w krokietach sprawdzają się równie dobrze. Nadzienie trzeba dobrze doprawić pieprzem i solą – powinno być wyraziste.
Jeśli lubimy ostre, azjatyckie smaki, można dodać na etapie smażenia porów 1-3 posiekane małe papryczki chili i 2 wyciśnięte ząbki czosnku, 2 łyżki sosu sojowego i sok wyciśnięty z ćwiartki limonki (cytryny). W tej wersji pomijamy gałkę muszkatołową. Nadzienie zmieni charakter, nabierze nieco egzotycznego wigoru.