Delikatne, puszyste naleśniki oblepione słodko-wytrawnym, intensywnym sosem zrobionym z soku i startej skórki z pomarańczy i mandarynek, z dodatkiem karmelu i likieru pomarańczowego. Eleganckie i bogate w smaku. Ulubiony deser mojej siostry.
Podobno powstał przez przypadek – pewnego razu w restauracji goszczącej następcę brytyjskiego tronu Edwarda i jego przyjaciółkę o imieniu Suzette kelner niechcący wylał likier pomarańczowy na przeznaczone dla nich naleśniki. Ratując danie (i twarz) wpadł na pomysł, żeby podpalić alkohol. Dzięki temu powstał wytrawny, intensywny, lekko skarmelizowany pomarańczowy sos. Deser nazwano na cześć owej Suzette.
Tyle legenda. Ponieważ nie przepadam za flambirowaniem potraw ze względów praktycznych (wyobraźnie podpowiada obrazy niekontrolowanie płonących patelni i włosów), troszkę upraszczam recepturę. Likier wlewam do sosu i nie podpalam, tylko redukuję na małym ogniu. Alkohol się wygotowuje, pyszny smak zostaje.
Przygotowując sos trzeba uważać, żeby zanadto nie zbrązowiał – ma być złoto-karmelowy, a nie brązowo-czarny (wtedy robi się gorzkawy, choć ja lubię i taki). Jeżeli przygotowujemy dzień wcześniej – lepiej nie gotować aż do momentu, kiedy będzie bardzo gęsty. Lepiej niech zostanie jeszcze raczej płynny – zgęstnieje podczas podgrzewania.
Jeśli będzie jednak zbyt gęsty – można go lekko rozrzedzić sokiem pmarańczowym. Jeśli się rozwarstwia – trzeba go wymieszać, najlepiej trzepaczką rózgową. Czytaj dalej →