Dawno temu na wakacjach u babci moje ciotki robiły domowe lody. Z jajek prosto od kury i śmietanki z mleka prosto od krowy. Ich prawdziwy, bogaty, śmietankowy smak mam w pamięci do dziś. I niezwykłą konsystencję – świeżo zamrożone nie były zwarte, tylko jakby kremowe, już wogóle nie płynne, ale jeszcze nie stężałe do końca.
Już żadne lody tak nie smakowały jak tamte wyjadane wspólnie łyżkami z jednej miski. I ten magiczny czas oczekiwania, kiedy wreszcie się zamrożą.
Myślałam, że nigdy już takich nie spróbuję, aż znalazłam przepis idealny. Bardzo prosty, potrzeba kilku zaledwie składników. Powolny, uczciwy i staroświecki – lody robi się z najtłuściejszej śmietanki i kogla-mogla, trzeba je cierpliwie mieszać co pół godziny. Nie ma żadnego oszukaństwa – jest za to milion kalorii, oblizywanie łyżki i oczekiwanie. Są tysiąc razy lepsze niż te ze sklepu.
Najlepszą konsystencję mają w dniu przygotowania, ale pyszne są również mocno zmrożone w kolejnych dniach.