Zanim przyjdzie wiosna i póki jeszcze wracamy zmarznięci ze spaceru, proponuję ugotować kapuśniak. Nie taki zwykły – kwaśną zupę z kapustą i pływającymi w niej ziemniaczkami (choć i taki bardzo lubię). Ten kapuśniak jest solidny i przebogaty, ma w sobie miło chrupiące ziarna pęczaku, grzybki, plasterki kiełbasy. Ma fajnie różnorodną konsystencję. Rozgrzewający i sycący – z pajdą chleba wystarczy za cały obiad (jak ja lubię jeść zupy z chlebem 🙂 ).
Podobny jadłam w sopockim Bulaju – bardzo mi smakował po spacerze w deszczu, postanowiłam go odtworzyć.