Im dłużej trwa zima, tym większą mam ochotę no kolorowe warzywa i owoce. Już nie na rozgrzewające gulasze, lasanie, zapiekanki, ale na coś świeżego i lekkiego, pełnego witamin. Coś wiosennego w duchu.
I nie mam tu na myśli bladych, podejrzanych truskawek, które można kupić nawet w lutym, czy jeszcze bledszych pomidorów. Wykorzystuję raczej warzywa, które teraz są ciągle dobre, dynię, brokuły, kapustę. I mrożonki. Do tego czosnek, energetyczne ostre papryczki, moje ulubione brązowe pieczarki, orzechy, fasola.
Przygotowane najprościej na świecie – krótko smażone na odrobinie oliwy, chwilkę podduszone – nadają się jako dodatek do makaronu lub ryżu albo po prostu z kawałkiem dobrego pieczywa. Taki obiad, choć sycący, jest lekki, zdrowy i smaczny, człowiek ma po nim dużo więcej wigoru, niż po nieśmiertelnym kotlecie.
Żeby sprawił prawdziwą przyjemność, musi być dobrze przyprawiony – nie żałujmy ulubionych ziół, pieprzu, czosnku i chili. Warzyw nie należy też za długo smażyć – mają zachować chrupkość i kolor.